Komu mamy dziękować (ok.1995)

Jeden z pierwszych tekstów autora w języku polskim w USA:

Koniec listopada przebiega pod znakiem bogato zastawionego stołu i rodzinnych spotkań. W większości domostw dominuje smakowity zapach piekącego się ptaszyska, gotowanej cukini i kukurydzy. Wszyscy snują refleksje, za co i komu powinni być wdzięczni, ile są winni i jak to bez tej pomocy z zewnątrz nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować.

Spróbujmy jednak nie zapominać o drugiej stronie medalu i nie negujmy, ani nawet nie umniejszajmy swoich własnych zasług odniesionych w interesie naszym i cudzym. Nie popadajmy jednocześnie w inną skrajność, bo święto Thanksgiving, aczkolwiek stuprocentowo świeckie, jest uroczystoscią sympatyczną, jak zresztą wszystko związane z dobrym jedzeniem, może tylko z wyjątkiem stypy.

Otóż pan Rush Limbaugh stwierdza, że daleko idące świadczenia społeczne, tak rozwijane przez liberałów, to nie tylko ukłon w stronę rzesz potencjalnych wyborców, ale przede wszystkim perfidne działanie w celu wyhodowania społeczeństwa całkowicie uzależnionego od władz pod każdym względem, w celu stłumienia jakiegokolwiek przejawu samodzielnego myślenia, krytycyzmu, a nawet przedsiębiorczości, włączając ekonomiczną.

Gdzież się podziała amerykańska niezależność? W obecnych czasach więcej jest zakazów i ograniczeń w codziennym życiu, tak prawnych, jak obyczajowych, narzuconych propagandą, niż było ich kiedykolwiek.

Amerykanin przez pół wieku z godnością jeżdżący super-komfortowymi limuzynami, dał się wcisnąć do japońskiej blaszanki w ciągu zaledwie jednego dziesięciolecia, w drodze kilku prostych zmian prawa podatkowego. I jeszcze nie wypada mu okazywać niezadowolenia. W przeciwnym razie aplikuje się mu Prozac.

Gwarantowane dwieście lat temu prawo do noszenia broni, obwarowane, zresztą Konstytucją, jest systematycznie ograniczane (poza kilkoma stanami), a demagogia w tej sprawie nie zna granic. Przestępcy i bandyci otrzymują teraz wiecej praw i przywilejów, niż mają ich ofiary. Rośnie nietolerancja dla osób, które z tych, czy innych względów zachowują się, lub wygladają inaczej, niż nakazują to standardy narzucone przez środki masowego przekazu. Wprawdzie osoby łyse zawsze swym wyglądem budziły wesołość, ale miały szanse prowadzić normalne życie, a nawet osiagać znaczące sukcesy. Obecnie sugeruje się im drogie przeszczepy, czy treski, a jednostkom, o masie ciała wiekszej, niz waga modelki przypominającej pokracznie powykręcany przecinek, wręcz utrudnia się życie, obarczając epitetem „unfit”, co przecież oznacza „nie pasujący”, a zatem wyrzutek.

Wreszcie co z wolnością słowa? Poprzez wprowadzenie zasad „political correctness” naszym demokratom udało się dokonać w mentalności narodu więcej spustoszenia, niż tego doświadczyliśmy w Polsce za tzw. komuny.

A może wolność religii? Prozaiczne choinki, nieszkodliwy zwyczaj o korzeniach pogańskich, zostały arbitralnie uznane za chrześcijańskie fetysze religijne i prawnie zabronione w miejscach publicznych. Nie wiadomo dlaczego, zastępowane są przez świeczniki, o charakterze raczej nie katolickim, co dorocznie ma miejsce np. w Cincinnati.

Divide et impera. Rząd obawia się zjednoczonego społeczeństwa, tak zresztą, jak i na całym świecie. Jednym wprawdzie daje, ale innym zabiera, choć niekoniecznie musi to dotyczyć dóbr materialnych. Wdzięczni zatem władzy za welfare (system pomocy społecznej) być nie musimy, system ten jest bowiem syndromem wyrachowania i złej woli liberałów. Amerykańską ekonomię utworzyli ludzie, którzy byli dumni ze swojej niezależności. Takież nieliczne już jednostki usiłują wciąż ją tworzyć. My tez. (my- imigranci, przyp. autora ćwierć wieku później)

Doceńmy samych siebie za decyzje opuszczenia środowiska, które nam nie odpowiadało i przyemigrowanie do kraju, w rozwoju którego możemy przynajmniej teoretycznie partycypować. Za to, że utrzymujemy i rozwijamy nasze rodziny. Wyraźmy szczere uznanie dla naszych dzieci za to, ze uczą się chetniej i lepiej, niż ich miejscowi rówieśnicy, a także trzymają się z dala od wszechobecnych narkotykow.

Bądźmy wdzięczni naszym Żonom za to, że chce im się wraz z nami pchać ten wózek od lat. Czyńmy to jednak przez cały rok, nie tylko z okazji listopadowego święta.

Powszechny mit głosi, że Ameryka dała nam jakąś szansę. Nic bardziej bzdurnego! Szanse każdy wziął sobie sam, wydarł ją z gardła biało-anglosasko- protestanckiej oligarchii społecznej, po latach wykonywania prac uwłaczających godności nie tylko sarmackiej, ale w ogóle ludzkiej. Przy okazji wyjaśnijmy sobie pewne nieporozumienie, zakorzenione powszechnie w mentalnosci Polonusow. Otóż nie czarujmy się, że wśród nas jest tak wielu uchodźców politycznych. Na ten przymiot zaslugują jedynie nieliczne jednostki, jak Kukliński, czy Mroczkowski.

Przybyliśmy tu z powodów bardziej prozaicznych. Niektórzy nie mogli tolerować moralnie peerelowskich absurdów. Inni, jak artyści lub naukowcy, emigrowali w celu odnalezienia siebie w pracy adekwatnej do wykształcenia lub zamiłowań, albo na przykład uciekali przed czekajacym w Kraju ożenkiem (emigracja wolnościowa).

Przeważajaca większość z nas przybyła tu dla prozaicznego szmalu. Przez jakiś czas istniało nawet pojęcie „azylu ekonomicznego”, co oznaczało zdobywanie tutaj funduszy na życie i przyjemności nakładem wysiłku mniejszym, niż zwykli byliśmy to czynić w Macierzy. Nie jest to wcale godne potępienia, przeciwnie, należy cenić przedsiebiorczość i odwagę osób, które zaryzykowały wyrwanie się z „ludowego marazmu” od siódmej do trzeciej. Wypłata nie musi byc następstwem ciężkiej pracy fizycznej, chyba, że przez całe życie nic nie mieliśmy w rękach, poza łopatą. Sami sobie zatem zawdzięczamy naszą sytuację społeczna, rodzinną i finansową.

Formalnie, dzień Thanksgiving został ustanowiony, aby upamiętnić wdzięczność przybyłych osadników wobec gościnnych tubylców, którzy ich ocalili od niechybnej śmierci z głodu i zimna. Tę wdzięczność jednakże zniwelowały akcje pokoleń potomków przybyszów, w wyniku których żywy Indianin jest obecnie ewenementem we własnym kraju.

Coz dobrego ci uczynilem, ze mnie krzywdzisz?

Smacznego indyka.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Fantazje kulinarne. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Komu mamy dziękować (ok.1995)

  1. Jolanta Król pisze:

    Niespodzianka ten felieton. Przeczytałam z zainteresowaniem. Jedna z moich koleżanek wyjechała. A nic nie wróżyło. Bo wtedy (jeszcze w komunizmie) była zakorzeniona w środowisku nomenklaturowym (dzisiejsze SLD). Ale się zakochała. Bez pamięci się zakochała w Amerykaninie. Była już mężatką, wszytko to zerwała. Jej determinacja była oszałamiająca. Teraz podobno jest właścicielką sieci sklepów dla piesków, no i innych stworzeń pewnie też.
    Poruszył Pan zagadnienie pracy. Bardzo ważne. Wie Pan, każdą uczciwą pracę trzeba szanować. W Polsce jest duże bezrobocie. Też Warszawa się z nim boryka. Sama cenię to, że mam pracę, i to taką adekwatną do moich kwalifikacji i mojego wykształcenia, i ta praca w sensie społecznym, utylitarnym – ma sens.
    Ale dziś ludzi wypędza z kraju właśnie ów brak pracy. To jest tragiczne.
    Wygląda na to, że Polacy w USA są enklawą, której udało się zachować stare wartości, nawyki i zwyczaje. To że dzieci są np. dość grzeczne. Tak, polskie dzieci są raczej grzeczne. Dzieci mojej sąsiadki mówią mi zawsze ‚dzień dobry’, młodzi ludzie ustępują miejsca starszym osobom w autobusie, w metrze.
    Rozumiem, że reprint tekstu z 1995 r. zachował aktualność. A jaka była reakcja czytelników?

    • bardzo pisze:

      Tak Pani sądzi? Praca powodem do szcunku? Może i tak, ale spójrzmy na temat z nieco innej strony.

      Ponizej inny minifelieton, z roku ok. 1999. Ot, takie moje osobiste niedojrzałe przemyślenia. Była dyskusja na jednej z ówczesnych list dyskusyjnych, jako że wówczas portale oznaczały coś w rodzaju ineksprymabli…

      „Od pewnego czasu obserwujemy zacieta dyskusje,w ktorej przewija sie argument wykonywania ciezkiej pracy. Nie moge sie oprzec, aby nie skomentowac krotko tego podtematu i z gory przepraszam za zajmowanie czasu i miejsca na liscie sprawami mniej
      waznymi.

      Utarlo sie gloryfikowac ciezka prace jako dzialalnosc przynoszaca chlube wykonujacemu. Moim zdaniem jest to rezultat intensywnej demagogii aplikowanej nam nie tylko w okresie po drugiej wojnie, ale i wczesniej. Ciezka praca nie jest powodem do chluby. Ciezka praca moze nawet bywac powodem do wstydu. Ciezko pracowac musza ci, ktorym nic innego nie wychodzi.
      Ciezka praca to efekt braku organizacji zycia.

      Ciezko pracujac nikt sie jeszcze nigdy nie dorobil majatku, ani nawet dobrobytu. Ciezko pracuja jedynie desperaci i fanatycy. Prosze przypomniec sobie slynne powiedzenia Paula Getty i znanych rabinow. Ciezka praca mas prowadzi do powstawania wielkich skupisk populacji ludzi ubogich. Natomiast praca madra, zorganizowana, prowadzi do wzrostu stopy zyciowej wykonujacego te prace, do rozwoju przemyslu, uslug, zwiekszenia ilosci towaru na rynku… etc.

      A przede wszystkim zwieksza liczbe osob ustabilizowanych, niezaleznych finansowo.

      No dobrze, powie ktos, ale przeciez praca przy biurku, to tez praca i to ciezka. Otoz nie zgodzilbym sie z taka definicja. Ktos bardzo wybitny, ale nie podam nazwiska, zeby nie byc posadzonym o nepotyczna stronniczosc, powiedzial, ze dobry kierownik ma zawsze puste biurko. Ten wybitny naukowiec o wielu osiagnieciach konsekwentnie utrzymywal blat swego biurka w stanie idealnym. Mial tam zwykle jeden, aktualny dokument, paprotke i czasem naukowy podrecznik. Liczy sie mianowicie efekt jakiejkolwiek dzialalnosci, a nie sposob, w jaki sie dochodzi do tego efektu. Posune sie dalej. Im mniejszym wysilkiem osiagniety zostal zamierzony efekt, tym wieksza chluba dla
      wykonawcy. Kolo wynaleziono nie przez lenistwo, nie dlatego, ze nie chcialo sie nosic kosza na głowie, ale dla ulatwienia pracy.

      Zatrudniajac pracownikow na godziny, obnizamy wydajnosc produkcji. Jest to niestety powszechny zwyczaj w kapitalizmie. Zdajac sobie sprawe z niebezpieczenstwa lekkiego zboczenia na lewo, formuluje teze, ze produkcja akordowa jest z samej definicji wydajniejsza (nie zawsze dotyczy to akordu czasowego, ktory moze prowadzic do obnizenia jakosci). Masom wmawia sie, ze inaczej, niz na czas nie mozna pracowac i mamy w efekcie wiele szkodliwych stereotypow.

      Czemu np.w Chicago wyraznie widac, ze podzial funkcji pokrywa sie dosc zgodnie ze struktura populacji? Dlatego, ze mamy zaszczepiony kult pracy ciezkiej. Zle. Powinnismy gloryfikowac idee pracy madrej.

      P.B.

      P.S. W swoim wlasnym zyciu doswiadczylem zarowno morderczej, niemal niewolniczej harowy, jak i pracy w zarzadzie przedsiebiorstw, Niestety, z przewaga tej pierwszej.”

      .

  2. Jolanta Król pisze:

    Mnie osobiście są bliskie koncepcje pozytywistów, że społeczeństwo to organizm, i każdy trybik jest ważny. Chyba nie każda praca może być lekka po prostu. Na budowie np. to praca jest ciężka. Oczywiście praca powinna być dobrze zorganizowana. Ważny jest jej rytm. Kierowca to niby nie ciężka praca, ale jak człowiek jest długo w trasie, nie ma przerwy, to jest po prostu umordowany, śpiący i ryzykuje spowodowanie wypadku.
    Jak idę do pracy, tak szybciutko, szybciutko od metra, to zerkam jednak na dozorczynię, która sprząta chodnik w tym czasie. Ona go zamiata, ale robi to tak dokładnie, zgrabnie, każdy paproch, każdy niedopałek umie miotłą zgarnąć na dużą szuflą. Patrzę na tę kobietę, tak rzetelnie wykonującą swoją pracę, wcześnie rano – i mam dla niej szacunek.
    Może coś sensowniejszego jutro napiszę. Bo dziś już późno.

  3. bardzo pisze:

    Kierowca to jest praca szalenie wyczerpująca i stresowa. W tym systemie po jednej stronie barykady stoi bohater sezonu, bez ktorego Ameryka w trzy dni zdechłaby z głodu, a po drugiej wszyscy inni, którzy sa przeciw niemu, a to: policja i inne wladze, w tym podatkowe i legislacyjne, agencje inwigilacyjne, koncerny petrochemiczne, wszyscy inni użytkownicy publicznych dróg, urzędnicy spedycyjni i przyjmujący towar, I chyba tylko święty Krzysztof zajmuje w tym biznesie względnie neutralne stanowisko, jako poniekąd opiekun tych nieszczęśliwych prześladowanych. Ten temat możnaby ciągnąć bez końca. Ale troche przesadnie upraszczając zagadnienie – generalnie powiedziawszy, im cięższa robota, tym gorzej płatna, w dodatku w sytuacji, gdzie jakakolwiek praca jest uważana za przywilej.

    Co za czasy!

Dodaj komentarz