Kurze gumbo

Zajmijmy się znów przez chwilę gotowaniem dla człowieka. Ciekawym daniem, niezwykle smakowitym i sycącym, dość popularnym i lubianym na Południu USA jest zupa gumbo. To potrawa o intensywnym charakterze kreolskim, choć oryginalnie pochodzi z Afryki.

Z uwagi na kilka terminów przypominających wulgaryzmy w mowie rodzimej, czujemy się w obowiązku upstrzyć poniższy wywód nie tyle odnośnikami, ile wciśniętymi w tekst wyjaśnieniami. Proszę o wybaczenie tych dygresji, nieco zapewne rozwadniających istotę przekazu.

Czytaj dalej
Opublikowano Fantazje kulinarne | 2 Komentarze

Gotowanie dla Psa

Im więcej mam do czynienia z ludźmi, tym bardziej lubię mojego Psa.

Nie pamiętam, kto to powiedział jako pierwszy, ale, zwłaszcza ostatnimi czasy, ta sentencja nabiera pierwszorzędnego znaczenia.

Często, a raczej najczęściej bywa tak, że Pies jest pełnoprawnym członkiem naszej rodziny. Ma swoje obowiązki i prawa z nich wynikłe.  Dla porównania – nasi milusińscy posiadają wyłącznie prawa i przywileje, przynajmniej tak oni twierdzą.  Dla naszej rodziny przygotowujemy posiłki, czasem mniej, czasem bardziej wykwintne, ale dla Psa gotujemy rzadko, albo wcale, podsuwając mu raczej gotową tzw.karmę i czasem odpadki ze stołu.

-6638866223725285171

Czytaj dalej

Opublikowano Fantazje kulinarne | 6 Komentarzy

Sos barbecue

Cóż, obiecaliśmy zapodać przepis na sos barbecue, kobyłka się zrzekła, a u płota słowo (czy jakoś tam). Musimy zatem z obietnicy się wywiązać i to jak najrzetelniej. Poniżej zamieścimy opis najprostszego, klasycznego sosu barbecue. Będzie to niejako rodzaj oszustwa, ponieważ dla uproszczenia posłużymy się keczupem jako głównym składnikiem. Dobry keczup jest majstersztykiem, podczas gdy taki popularny produkt aczkolwiek pogardzany, konsumowany jest masowo w USA i Kanadzie. W pozostałych krajach obydwóch Ameryk, znany jest pod nieco inną nazwą catsup i nie oznacza to zupy z kota, ale sugeruje, że być może ojczyzną tego kondymentu może być kraj naszych bratanków.

Może, jeśli nam wena dopisze, sporządzimy sobie kiedyś taki sos od początku do końca, nie oglądając się na przemysł i jego wyroby.

I coś mi się wydaje, że musimy się czuć w obowiązku obiecać przepis na catsup, oczywiście inny niż zwyczajny, bo po co ma być w życiu zwyczajnie i nudno.

Czytaj dalej
Opublikowano Fantazje kulinarne | 1 komentarz

Sos tartarski

Jak wiadomo, wskutek usilnego starania się pewnych prominentnych uczestników Gajówkowych słownych przepychanek, przepraszam, konstruktywnych wymian poglądów, na drzwiach prowadzących do kuchni wisi potężna zardzewiała kłódka. Jednak ponieważ Wasz oddany jadłodawca znajduje się na emeryturze i ma dużo czasu, ponadto jego piękniejsza Połowa przebywa w Starym Kraju, niestety nie turystycznie, pozwólmy sobie zdmuchnąć kurz nie tyle z sandałów, ile z klamki i sprzętów, a spróbować znów popichcić, może na pierwszy raz coś niezbyt skomplikowanego. Najsampierw więc zabierzmy się za zdjęcie tej kłódki. Zaraz. Gdzie wsadziłem ten klucz? Do spraw życiowych trudnych i przykrych, szukałem klucza, znalazłem wytrych, jak powiada poeta. Chrup, chrup, zgrzyt, zgrzyt i jesteśmy w środku.

Czytaj dalej
Opublikowano Fantazje kulinarne | Dodaj komentarz

Pieprznik polski na piwie

Najsampierw, śpieszę wyjaśnić, skąd się wziął ten tytuł brzmiący nieco kontrowersyjnie a może i wieloznacznie. A to w celu uprzedzenia ewentualnych ataków czy prześmiechów, jako iż może się kojarzyć politycznie niepoprawniacko.

Otóż chodzi o wypiek potocznie nazywany piernikiem. Piernik nazywa się piernik, ponieważ w skłąd przyprawy do piernika znajduje się czarny pieprz. Zatem nazwa piernik to rusycyzm, a w aktualnych czasach rusycyzm is be. Pójdźmy śladem patriotów polskiego języka, braci Śniadeckich i posłużmy się polską nazwą piernika, która literalnie tłumaczy się jako pieprznik.

Piernik jak sama nazwa wskazuje, musi być stary. Gdy jakiś profan użyje ekspresji młody piernik, albo co gorsza świeży piernik, to będzie ewidentny oksymoron.

Tu nie daruję sobie niewielkiej dygresji. W ubiegłym tygodniu, będąc w polskim sklepie na przedmieściach Detroit, zauważyłem napis na lodówce z pierogami, głoszący: pierogi ukraińskie. Wydaje się, że polityczne poprawniactwo zapełzło zbyt daleko. Pierogi ruskie bowiem wcale nie pochodzą z Rosji, a z Rusi, do której należy i Ukraina. Rosja ma swoje pierożki, mniejsze od ruskich, które nazywają się pielmieni, a pirożki to u nich są smakowite rumiane bułeczki z nadzieniem mięsnym albo pasztetowym, jakie piekła moja Babcia.

Dość dygresji, przystępujemy do sporządzania pieprznika po polsku.

Czytaj dalej
Opublikowano Fantazje kulinarne | Dodaj komentarz

Pierniczki

Od kilku lat przymierzamy się do sporządzenia tradycyjnych świątecznych pierniczków, jednak za każdym razem wynika jakaś sytuacja, za przyczyna której zmuszeni jesteśmy tego zamiaru zaniechać. A po świętach dopada nas moralny kac, bo te importowane pierniczki ze sklepu smakują jak niemiecki syntetyk polany czekoladą.

Rzecz jasna,nie wolno nam zapominać, że Święta nie są po to, aby koncentrować się na feerii żarcia, ale stół jest integralną częścią naszego życia rodzinnego i społecznego, a radosne momenty obchodzimy zazwyczaj w grupie.

No więc w tym roku zawzięliśmy się i nie bacząc na trudności i niedogodności, postanowiliśmy, że na Święta będą pierniczki i na choinkę też.

Przystąpmy zatem do próby opisania, jak zabieraliśmy się do tego przedsięwzięcia.

Czytaj więcej: Pierniczki

Najsampierw wyjaśnijmy różnicę między pojęciem piernik a pierniczkami. Podkreślmy, że ekspresja „stary piernik” nie może być uważany za epitet, jaki iż piernik najlepiej smakuje jak sobie poleży, a więc poniekąd stary.

Otóż piernik to jest na przykład piszący te słowa. A pierniczki to są takie małe, miękkie i pachnące Świętami żeńskie odpowiedniki piernika. Ta pierniczka, tym pierniczkom, do tych pierniczek. O tych pierniczkach napiszmy sobie minifelieton.

Cofnijmy się w czasie dwa czy trzy miesiące. Na wyprzedaży ujrzeliśmy pięknego czerwonego kuchennego robota. Najistotniejszym jego walorem była pojemność miski mieszalnika, o dwadzieścia procent większa niż w typowym urządzeniu tego rodzaju. Postanowiliśmy w niego zainwestować, ponieważ cóż teraz wart jest pieniądz, a ściślej mówiąc, cóż będzie wart niebawem, gdy społeczna wiara w niego wygaśnie.

Na honorowym miejscu w kuchni stanął robot. Robot to w tym wypadku pojęcie umowne, ponieważ prawdziwy robot sterowany jest cybernetycznie, podczas gdy tego operuje się ręcznie. Pierwszym produktem otrzymanym przy użyciu naszego nowego nabytku był chlebek włoskiego typu, nazywany to artezyjskim. Nie wiadomo, skąd ta nazwa pochodzi, bo artezyjska to może być studnia.

Ale miało być o pierniczkach. Przestudiowaliśmy kilka przepisów na Sieci, ale sieciowe przepisy wołają o gotową mieszankę przypraw do piernika, a my chcemy zrobić takie pierniczki, jakie sporządzały nasze Babcie. Wreszcie natrafiliśmy na spis ingrediencji tego esencjalnego składnika piernika zapodany przez portal Ania Gotuje. Oczywiście pozwoliliśmy sobie ten skład nieco zmodyfikować stosownie do pamięci o kuchni naszych Babć.

Do rzeczy. Przyprawę do piernika sporządza się mieszając dwie łyżki cynamonu; jedną łyżkę mielonego imbiru; po pół łyżki mielonych goździków, gałki muszkatołowej, czarnego pieprzu, i kolendry. Albo wielokrotność tych miar. Cynamon był w kawałkach, pieprz w ziarnach, a goździki w całości, więc użyliśmy takiej ilości na oko, żeby po zmieleniu wyszło około tego co na powyższej liście. Pieprz ewidentnie był obecny dla zmyłki, albowiem dziś naszym zamiarem nie jest pieprzyć a raczej pierniczyć.

Wszystkie składniki wsypaliśmy do słoiczka po musztardzie i nasadzili na gwint od miksera, do którego pasował z zadziwiająca precyzją. Po dokładnym zmieleniu wyszła nam przyprawa przewyższająca o niebo taką w torebkach do nabycia w sklepie.

Produkcja pierniczków to robota niezwykle prosta, jeśli się używa kuchennego robota. Najsampierw w rondelku roztapiamy masło w ilości 300 gramów. Do tego dodamy 400 g miodu, w naszym przypadku był to lipowy, zwany tu basswood. I sześć łyżeczek uprzednio sporządzonej mieszanki piernikowej plus ze dwie łyżki kakao. Jak się to wszystko podgrzeje i wymiesza, musimy wystudzić. Jeśli zawartość rondelka nam się przypadkowo zagotuje, nie robimy tragedii, tylko po prostu wyłączamy ogrzewanie.

Do szklanki śmietany, albo powiedzmy 300 gramów dodamy cztery łyżeczki sody oczyszczonej. W naszym przypadku połowę tej ilości śmietany zastąpiliśmy gęstym jogurtem. Teraz uwaga. W fermentowanych produktach mleczarskich znajduje się kwas mlekowy, a ten w połączeniu z sodą wyzwala wielkie ilości dwutlenku węgla, a my przecież usiłujemy nasz ślad węglowy zredukować do minimum oraz zapobiec wylewaniu się śmietany na kuchenny blat, który z taką pieczołowitością właśnie wymyliśmy do czysta. Więc szybko do miski robota wrzuciliśmy pół kilo mąki pszennej wysokoglutenowej (pal sześć anty-glutenową propagandę serwowaną nam przez środki sterowania opinia publiczną), dodali buzującą już śmietanę z sodą i nie omieszkali dosypać 300 g cukru pudru. Także dodaliśmy dziewięć żółtek, a białka zachowaliśmy w lodówce na bezy.

Teraz włączyliśmy tego robota na najniższych obrotach a jako mieszadło posłużyła łapa z gumowa nakładką zbierającą masę ze ścianek miski. Po dwóch minutach mieszania otrzymaliśmy w miarę jednorodną brunatna masę o silnym znajomym piernicznym aromacie. Tak, to jest to. Właśnie tak pachniała w Święta kuchnia mojej Babci Jeszcze tylko brakuje nuty skórki pomarańczowej.

Teraz wzięliśmy drugą miskę ze stali nierdzewnej i przerzuciliśmy do niej płynny piernik. Albowiem robot potrzebny będzie jutro do ubijania piany na bezy. I nastąpił najważniejszy etap produkcji pierniczków, mianowicie kilkugodzinne leżakowanie ciasta w lodówce. Ania z portalu zaleca dziesięć godzin, ale naszym zdaniem wystarczyłaby połowa tego okresu. Chodzi o to, żeby masa zgęstniała tak, by ją można było wałkować i formować. Jednak nasze pierniczki dojrzewały długo z przyczyn organizacyjnych. Najpierw mieliśmy kilka spraw do załatwienia na mieście, a potem po prostu zasnęliśmy z wrażenia na kanapie.

Wybudziwszy sie o północy, zerwali na równe nogi i od razu rozgrzaliśmy piekarnik do 165 stopni C, czyli 330 stopni F, po czym przystąpili do wydłubywania ciasta z miski. Szło nam to dość opornie, ponieważ nie pomyśleliśmy o wysmarowaniu naczynia olejem. Wreszcie wywaliliśmy brązową kupę na wciąż czysty marmurowy blat i szybko partiami rozwałkowywaliśmy na placki grubości palca. Ślubna wziąwszy krawiecki centymetr odmierzała precyzyjnie tę wartość co do mikrona i nie szczędziła gorzkich uwag w razie odchyłki od standardu. Musiało być dokładnie dziesięć milimetrów i nie ma gadania, kropka. Skutkiem czego wyszło nam kilkadziesiąt pierniczków wyciętych foremkami w gwiazdki, rozgwiazdki i choineczki, oraz kilku niezdarnie wyciętych nożykiem w kształcie serduszek, a to o myślą o naszych Wnuczkach.

Do pieczenia użyliśmy folii aluminiowej spryskanej olejem, a ułożonej bezpośrednio na ruszcie piekarnika. Pieczenie zabrało około czternastu minut. Pierniczki wysypaliśmy na tackę i pomalowaliśmy lukrem sporządzonym z cukru pudru i soku z cytryny z dodatkiem kilku kropel ekstraktu z wanilii.

Teraz czekała nas najtrudniejsza próba. Pierniczki są najsmaczniejsze dopiero na drugi dzień. Degustacja jutro. Jutro, powiadam, gdzie z tymi łapami. Toteż przykryliśmy je lnianą ściereczka i poszli lulu, ponieważ było już wpół do drugiej w nocy.

Rano obudził mnie aromat świeżo parzonej kolumbijskiej kawy specjalnego gatunku, albowiem nasze Dziecko para się prażeniem zielonych kawowych ziaren. Moja ślubna jest wszak porannym skowronkiem. Zszedłszy na dół skonstatowałem że tak powiem niedobór pewnej, aczkolwiek nieznacznej ilości wczorajszego produktu. Należy zatem zauważyć, iż świąteczne pierniczki klasyfikują się jako substancja wysoce lotna i łatwo ulegają procesowi sublimacji.

Pozostałą część zapakowaliśmy w okrągłe blaszane pudełka, w których mamy nadzieję, że wciąż miękkie, delikatne i aromatyczne doczekają Wigilii.

Aromat Świąt zawitał w nasze progi.

Ukłon w stronę Aniagotuje.pl

Opublikowano Fantazje kulinarne | 2 Komentarze

Mydło

Mamy najpiękniejszą porę roku. Może nie najlepszą, ale z całą pewnością najpiękniejszą w naszej strefie klimatycznej. Być może na plażę już nie pójdziemy, ale za to można oko napaść wściekłymi kolorami, przy których tęcza wygląda jak żałosna wyblakła czarno-biała ilustracja do niedzielnego dodatku Życia Warszawy. Kto ma, ten wyciąga kamerę, zabiera w plener swoje ślubne albo nieślubne Szczęście (jeśli jest w stanie oderwać Je od świecącego ekranu ogłupiacza), a kto nie ma, ten szykuje telefon, który również przy minimum inwencji ze strony operatora, robi nienajgorsze zdjęcia. Takoż, ustawiamy te nasze Lube „na tle” jakiegoś drzewa lub krzaka i uwieczniamy ich konterfekt ziejący feerią barw.

Jednak w Naturze nie ma nic za darmo, oprócz bezzasadnej agresji ze strony bliźniego swego. Piękno świata należy okupić wytężoną pracą dookoła domu. Przecież drzewa z sąsiedztwa zaśmieciły nam podwórko zeschłymi liśćmi i trzeba je zagrabić i zutylizować. W przeciwnym razie ucierpieć może pieczołowicie podlewany i strzyżony trawnik, który przecież musi być zieleńszy od tego obok. No więc dajemy naszej Pięknej Połowicy elektryczną dmuchawę, a sami łapiemy grabie i mówimy: Ty będziesz dymać a ja będę grabić. Będzie społeczny podział pracy, jak w większości cywilizowanych krajów. Jedni dymają, inni grabią.

Czytaj dalej
Opublikowano Fantazje kulinarne | 3 Komentarze

Co robimy skończywszy robotę w kuchni?

Uprzedzając zarzuty o wypowiadanie się nie w temacie, spieszę donieść, iż poniższy tekst jak najbardziej dotyczy działalności na niwie kulinarnej. Albowiem co musimy zrobić po kilkugodzinnej sesji namiętnego kuchmistrzowania się? No, oczywiście, musimy pozmywać statki, bo nikt za nas tego nie zrobi, i talerze po konsumentach też. Ale to jeszcze nie koniec. Musimy rzecz oczywista poprać ściereczki, ręczniki i oczywiście fartuch. I tu mamy pole do popisu.

Upranie wsadu do pralki kosztuje od 45 do 60 groszy, plus woda i energia. Tak powiada nalepka na pojemniku z płynem do prania, choć nie deklaruje tego wprost. Jednak krajowy środek piorący jest zazwyczaj droższy i słabszy niż jego odpowiednik w takich na ten przykład Niemczech. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby sobie sporządzić o wiele tańszy i o wiele wydajniejszy płyn do prania, i to taki, który więcej pierze, a mniej się pieni, co ma znaczenie przy praniu dywanów za pomocą maszyny, jako że możemy całkowicie wyeliminować drogi i straszliwie śmierdzący odpieniacz, jaki wlewamy do odbieralnika urządzenia. Zjawisko pienienia się wsadu do pralki to chwyt czysto komercyjny. Pozostawmy zatem to zjawisko co bardziej nerwowym uczestnikom dyskusyj na najprzerozmaitszych forach i listach.

Czytaj dalej

Opublikowano Fantazje kulinarne | 1 komentarz

Dzidzia Piernik

A więc było to tak.

Dziecko moje w wieku wiosen 32 a lat 33 pytało, czy poszedłbym z nim na koncert. Bo ma dwa bilety i nie ma chętnych na czwartek wieczór, bo w piątek trzeba iść to arbajtu. Jaki koncert.? Ano, koncert rakowy. Nie w smak mi taka muzyka, ale trzeba wszystkiego spróbować. Po namyśle powiadam, pójdę, tylko muszę się przebrać z łachów roboczych w jakieś normalne, choć niekoniecznie wyjściowe. Dziecko niezmiernie się ucieszyło, albowiem skonstatowało, iż będzie mogło teraz na owym koncercie wypić kilka piw, a tata będzie powoził z powrotem. Bo tata to juz nie zasługuje na piwo, nieprawdaż.

No dobrze. Miejsce akcji, krańce śródmieścia Detroit. Tata wyjął z portfelu prawo jazdy i kilka złotych gotówką i sprawdził, czy nie ma w kieszeni scyzoryka albo zapalniczki. Rurę do robienia hałasu i zniszczenia wsadził pod poduszkę wcześniej tego popołudnia. Siadamy i jedziemy.

Czytaj dalej
Opublikowano Fantazje kulinarne | 8 Komentarzy

Szybki obiad na piątkowy wieczór

Ponieważ temperatura otoczenia nie pozwala na kuchenne szaleństwa, postanowiliśmy, a właściwie Ślubna postanowiła, sporządzić coś prostego, szybkiego i smakowitego.

Ponieważ tym razem to Ona zajęła się kuchnią, nie chciałem się jej kręcić na widoku i obijać wzajemnie jak elektryczne samochodziki w wesołym miasteczku, zatem zasiadłem do klawiatury i piszę co następuje.

Czytaj dalej
Opublikowano Fantazje kulinarne | 7 Komentarzy