Dzidzia Piernik

A więc było to tak.

Dziecko moje w wieku wiosen 32 a lat 33 pytało, czy poszedłbym z nim na koncert. Bo ma dwa bilety i nie ma chętnych na czwartek wieczór, bo w piątek trzeba iść to arbajtu. Jaki koncert.? Ano, koncert rakowy. Nie w smak mi taka muzyka, ale trzeba wszystkiego spróbować. Po namyśle powiadam, pójdę, tylko muszę się przebrać z łachów roboczych w jakieś normalne, choć niekoniecznie wyjściowe. Dziecko niezmiernie się ucieszyło, albowiem skonstatowało, iż będzie mogło teraz na owym koncercie wypić kilka piw, a tata będzie powoził z powrotem. Bo tata to juz nie zasługuje na piwo, nieprawdaż.

No dobrze. Miejsce akcji, krańce śródmieścia Detroit. Tata wyjął z portfelu prawo jazdy i kilka złotych gotówką i sprawdził, czy nie ma w kieszeni scyzoryka albo zapalniczki. Rurę do robienia hałasu i zniszczenia wsadził pod poduszkę wcześniej tego popołudnia. Siadamy i jedziemy.

Sala koncertowa położona jest w dzielnicy uniwersyteckiej. W pobliżu bowiem znajduje się kilka uczelni, z czego jedna wyższa a reszta półwyższa i trzyczwarte-wyższych. I duży szpital. Zreasumujmy zatem. Stan Michigan, gdzie wszystkie miasta głosują na demokratów, niezależnie od tego, ile wyrządzili szkody za poprzedniej kadencji. Detroit jest mocno liberalistyczne i kolorowe, gdzie 65 procent to mniejszość. Tu przecież postawili pomnik Bafometa, do którego się modlili. Tak że mamy Michigan i Detroit.  Do tego dochodzi środowisko akademickie, które jak wiadomo jest przesiąknięte lewactwem. Znajdujemy się zatem w samym centrum jaskini lwów, a raczej hien.

Tera dygresja. Powiadają że demokracja to system gdzie hieny rządzą osłami. Zdaje się, że to powiedział Arystoteles? A może ktoś z jemu współczesnych.  Otóż niedawno widziałem na filmiku na judupie jak hiena zaatakowała osła. On jej nie kopnął, ale chwycił w mordę, potrząsnął i z rozmachem pierdynkął o ziemię. A hiena spieprzyła w podskokach z podwiniętym ogonem.  Mądry osioł. Jaki dobry przykład do naśladowania.

Koniec dygresji. Okolica, w której się znaleźliśmy jest całkiem przystojna, biegnie tam szeroka ulica, po której dzyndzają sobie tramwaje, zupełnie jak w Warszawie. Chciałem zrobić zdjęcie albo nagrać widęło, ale Dziecko powiada, że nie uchodzi. Także nie uchodzi pokazywać filmów z Trumpem, nawet ukradkiem, bo można dostać w ryj, albo noża. Pod salą koncertową stoi kolejka, zupełnie jak w peerelu za papierem toaletowym. Jest szósta po południu. Słoneczko praży dość intensywnie, choć czasy afrykańskich skwarów mam nadzieję minęły. No to stajemy i stoimy, obserwując populację. Te dwa zespoły grają specyficzną muzykę, którą zainteresowana jest garstka amatorów, przeważnie gitarzystów, ale i tak bilety są wyprzedane na miesiąc wcześniej. Dziecko to też gitarzysta, a poza tym doskonały akustyk, wygrywający ogólnokrajowe konkursy na drugim miejscu. Ludziska młodzi, Dziecko wygląda w tym tłumie dość dojrzale, nie mówiąc już o tacie, który jest siwy, gruby i łysy. Są studenci, wszelkiego kalibru i aparycji, przeważnie niezbyt foremnej, dziewczynki poprzekłuwane i podziargane, ale zdumiewająca liczba takich normalnych. To trochę dziwne, ponieważ w pobliskim uniwersyteckim Ann Arbor studenci i studentki wyglądają bardzo normalnie, a często wręcz ładnie. Jedna taka grubasińska przyszła w pończochach z sieci na duże ryby i gaciach do połowy półdupka. Byłą też para dośc grubych pedałków, którzy robili sobie samojebki i tu trzeba się było usunąć, aby przypadkiem nie znaleźć się w kadrze. 

Nagle ochroniarze, w stu procentach zupełnie niebiali. zaczęli chodzić wzdłuż kolejki i sprawdzać bilety.  Ktokolwiek liczył sobie zim więcej niż 21, dostawał taką papierową brandzoletkę w pedalskie kwiatki i z numerkiem. I zaczęli wpuszczać, na razie do obszernego fłaje (z akcentem na ostatniej zgłosce). Sprawdzali na obecność przedmiotów i substancji, prawie jak na lotnisku, tylko o wiele grzeczniej. I stawiali na przegubie stempelek, który miał zastępować bilet. W owym przedpokoju był potężny bar, za którym kręcił się długowłosy młody człowiek, jedna dupa całkowicie wydziargana, śmieszna korpulentna murzynka z włosami bardzo blond zaplecionymi w gruby warkocz, pachnący jak poliester, i jedna zupełnie normalna dziewczynka, która nie miała nawet kolczyka, tylko wymalowane pazury na kolor konserwatywny, choć na mój starczy gust trochę przydlugie..

Aby nie stać jak głupki w tłumie, usiedliśmy za ladą. Podali nam cennik. Proszę zapiąć pasy. Piwo z importu za 16 dolarów. Piwo z mikrobrowaru $ 14. Domowe dwanaście, red bull sześć a butelka wody cztery zielone dolary. Było tam też stoisko z pamiątkami dotyczącymi tych zespołów, które miały grać, jakieś obrazki, koszulki, nagrania, ale na wszelki wypadek nie pytaliśmy o ceny.

Po następnej godzinie, podczas której biedni studenci wychlali po kilka piw $12 każde, zaczęto wpuszczać do środka. I tu, niespodzianka. Murzynki nas potraktowały jako uprzywilejowanych, doceniając poświęcenie starego człowieka, przybyłego na koncert dla młódzi oraz niezbyt młodego jego dziecka. Nawet dostaliśmy siedzące miejsce tuż przy scenie.

Sala koncertowa mogła mierzyć jakieś 40 metrów na 30, a naprzeciwko sceny pod ścianą znajdował się jeszcze jeden bar, niewiele mniejszy od tego we fłaje (z akcentem na ostatniej zgłosce). Scena zajmowała prawie całą szerokość sali, a głęboka na metrów może z dziesięć. Na środku już stały gotowe baniaki, grzejniki i reszta gratów. I sala zaczęła się zapełniać stojącym tłumem. No właśnie. Po co miejsca siedzące, skoro ludziska będą i tak podskakiwać i kręcić się w kółko na wezwanie artystów (Kłania się LePen – sztuka kierowania tłumem).

Nasze miejsce siedzące było wprawdzie przy scenie, ale blisko przejścia do kibla. Z uwagi na ilość pochłoniętego piwska, ruch w te i nazad mógł stać się nieco irytujacy. Po następnej godzinie, a była już ósma, kilku cieciów weszło na scenę i poustawiało flaszki z jakimiś napojami i piwem.  Znaczy się, artyści zaraz się zjawią, bo inaczej piwo będzie ciepłe, a tego nikt nie lubi.

Dziecko powiada, że przyszliśmy właściwie na tę drugą grupę, bo ta pierwsza nie leży nawet w zakresie jego gustów. No ale dobrze. Nagle ogłuszający wrzask tysiąca stu młodych gardeł i około stu nieco starszych, jako iż tyle biletów wyprzedano.  Wbiegają muzykanty i jeden się drze do mikrofonu coś w rodzaju I love you, detroit!  Co za perfidne kłamstwo? Ktokolwiek może kochać to miasto, chyba najbrzydsze i najmniej przyjazne w całym USA po Nowym Jorku.

Opiszmy teraz każdego z tych indywiduów. Jeden wyglądający dość normalnie, o aparycji może trochę hinduskiej, a może i nie, ubrany na biało i nawet powiedziałbym w miarę konserwatywnie, to jest ten co piłuje dzioba i robi za solowego. Młody. Podobni z Niemiec. Drugi, z długimi włosami, ubrany w sposób nieco bardziej urozmaicony, ale wciąż daleki od lansowanej mody scenicznej przez tak zwanych cwelebrytów czy jak im tam. Leworęczny. Fizyczny zupełnie normalny, ubrany jak student na wykłady. A czwarty robiący za bas, choć na zwykłym sześciostrunnym instrumencie, w gaciach od piżamy, w dodatku mocno przykrótkich.

No i zaczynają performancję. Fizyczny sypie kartofle bez zarzutu, choć również bez inwencji. Wykorzystuje możliwości dwóch pedałów tołumbasu i krawędzi werbla. Takie efekty przy użyciu tylko jednego pedała uzyskiwał młody Cyganiuk na występie na Wale Międzeszyńskim lat temu pięćdziesiąt. Solista nadaje w ten swój mikrofon tak niewyraźnie, że nie wiadomo, o co się jemu rozbiega. Swojego instrumentu używa na razie okazjonalnie.  Leworęczny robi zaskakująco dobrą robotę, dba o dźwięk i linię i o precyzję. A ten w piżamie to chyba jakiś wariat, zupełnie nie pasujący do towarzystwa. Nie wiem jak można w ogóle trafić dłonią na szyjkę gitary jak się tak skacze, obraca w powietrzu i lata jak bąk w te i nazad po całej scenie.  Dobrze że gitarzyści byli bezprzewodowi, bo by się chyba wypieprzył i zabił o kable. Jednak jakoś udawało mu się czuwać przy tym nad elektroniką, bo przecież musiał swój instrument przekształcić na bas. I jeszcze akustyka pod zdechłym Azorkiem.

Solista w pewnym momencie zaczął się produkować głosem z brzucha. To dość często stosowany styl u heawymedalistów i innych szatanistycznych muzyków. Ale z drugiej strony, zagrał potem solo kilka sentymentalnie brzmiących rifów i w sumie wypadł dość sympatycznie. Wszyscy oprócz fizycznego przynajmniej raz popisali się gra fingerstyle, popularyzowaną przez Justina Kinga.

Dziecko powiedziało mi wcześniej, że to rak koncert, ale nie mogłem dostrzec ani jednego raka. Sam występ nie był aż tak irytujący dla starczego ucha jak wycie audiencji. Rozumiem teraz, czemu głos ludu może się okazać w polityce vox Dei, gdy tłum wychodzi na ulicę.

Około dziewiątej ekipa cieciów sprawnie sprzątnęła maszynerię, a druga ekipa rozłożyła nowe graty oraz odsłoniła wcześniej przygotowane gary. Tu chciałbym przerwać na chwilę i wyjaśnić, że z braku znajomości współczesnej mowy branżowej, używam terminologii właściwej dla epoki zespołów tzw. podwórkowych w Starym Kraju.

I wyszedł zespół, na którego występ przyszła większość audiencji. Artyści odrobinę starsi, ale muzycznie o wiele bardziej dojrzali od poprzednich. Bas zupełnie klasyczny, dwóch przybocznych i jeden chudy Chińczyk co wygląda jak dziewczynka. Bezlitośnie podziargany wszędzie oprócz może cyferblatu. Paluszki jak ołówki, ale co za paluszki, gdy zaczął grać. Należało pochwalić dobrą akustykę, choć specjalne efekta wydają się nieco przesadzone, oślepiające błyski świateł, Przesterowane maszyny do robienia dymu, i inne moim starczym zdaniem niepotrzebne bajery monachium, odwracające uwagę och Chińczyka. Ale we współczesnej muzyce jak widać kreowanie atmosfery jest równie ważne jak sama muzyka. I fizyczny grający ze sporą doza finezji. W sumie trzeba przyznać, że nawet dla kogoś sprzed dwóch pokoleń, warto było przyjść i wziąć udział w spektaklu jako widz i słuchacz.

Wreszcie trzeba wychodzić. Tysięczny tłum kłębi się przy wyjściu, ale murzynek z ochrony gestem pokazuje nam drzwi dla uprzywilejowanych i przed wszystkimi znajdujemy się na zewnątrz, co pozwala nam przebiec na parking i uniknąć korków. Teraz szukamy czegoś do zjedzenia, bo nie jedliśmy od rana.  Dziecko przyszło prosto z pracy, wyprowadziło Psa, przebrało się i nie miało czasu na przekąskę, a ja miałem sporo projektów domowych i od porannej kanapki z pasztetem nie miałem nic w gębie oprócz kawy. Ale jest jedenasta w nocy i beznadzieja, a przecież do fakdonalda nie pójdziemy. Nie chcemy się otruć. Pozostaje truck stop po drodze. No, niestety. We wszystkich tych przybytkach działy restauracyjne są na głucho zamknięte. Jeszcze w ostatnim jest czynny jakiś pierdzielniczek, ale do domu mamy już tylko piętnaście mil, więc już lepiej przeczekać te pół godziny i posilić się domowym jedzeniem. Człowiek bez żarcia może przeżyć miesiąc, bez wody cztery dni, a bez piwa półtorej godziny.

Dziecko powiada, że mnie będzie teraz zabierać na wszystkie koncerty, ponieważ jesteśmy tam traktowani jako uprzywilejowani a to z uwagi na moja poważną wbrew mniemaniom aparycję. Cóż, jak Ono pójdzie ze mną na operę, to może w rewanżu dam się namówić.

I tym optymistycznym akcentem…

Reklama
Ten wpis został opublikowany w kategorii Fantazje kulinarne. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Dzidzia Piernik

  1. Xall pisze:

    Szkoda, że nie ma przepisu… Bo te dziargane dziewice nie są egzotyką nawet w samym środku Europy.

  2. bardzo pisze:

    Tu przepisy bywają tylko mimochodem. Tu są opowieści o jedzeniu. Ale czasem potrzebna jest przerwa od kuchni. Jedzenie będzie wkrótce.

    Ewenementem była ta dziewczynka za barem, w ogóle nie wychlastana, niewydziargana i nieponadkłuwana.

  3. Pani Blue pisze:

    A Dziecko to czytało? Ja się uśmiałam setnie.
    Podziwiam język, wszystkie warstwy, całą feerię leksykalną. Może to nieważne, ale Panie Piotrze, nadąża Pan za Młodymi, choć oczywiście z ironią, zachowując dystans. Ja mam z tym pewne kłopoty. Z domu też mało się ruszam, a okazuje się, że warto, tylko kanapki zawsze ze sobą bierzcie, jakieś owoce i będzie załatwiony problem głodu.

    • bardzo pisze:

      Ne wpuszczą żarcia ani napojów. Przecież rycza sobie 15 zielonych za puszkę importowanego piwa. Wprawdzie słusznych rozmiarów, ale zawsze tylko puszkę.

  4. Pani Blue pisze:

    A zapomniałabym. Sierpniowe koncerty Chopinowskie. Mają być lajwy na You Tube’ie.
    Wklejam link z informacjami.
    https://festiwal.nifc.pl/pl/2022/aktualnosci/250

    • bardzo pisze:

      Dziękuję, skorzystam. Pozwolę sobie podczas słuchania gryźć pizzę i popijać piwo Korona (takie lekkie plażowe z Meksyku)

  5. bardzo pisze:

    Tak, mam jego broszurkę w temacie.

    p.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s