Dziś nie będzie o jedzeniu. Dziś będzie tak trochę o sensie życia.
Trzy miesiące wstecz nasze spojrzenie na świat uległo diametralnej zmianie, a to za przyczyną paskudnego wypadku, jaki wydarzył nam się w Wisconsin. Mimo straty samochodu, którym cieszyliśmy się przez pół roku, mimo obrażeń cielesnych mojej posiniaczonej i poobijanej Ślubnej, cieszymy się, że za sprawą Opatrzności udało nam się pozostać przy życiu i względnym rozsądku.
A życie jeszcze raz pokazało, jakie jest kruche i ulotne. Możesz być najlepszym na świecie kierowcą, bez wypadków i mandatów i być obecnym na drogach przez wiele lat, a nie wiadomo kiedy z podporządkowanej drogi wyjedzie przed maskę jakaś nieprzytomna mentalnie kobita i pstryk, moment, już cię nie ma i z samochodu pozostaje kupa pogiętego żelastwa, potrzaskanego plastiku i szkła. A co, jeśli się najlepszym na świecie kierowcą niestety nie jest, choć zupełnie najgorszym może niekoniecznie…
Owa moja obolała i opuchnięta Ślubna praktycznie przez trzy tygodnie po kolizji nie mogła podróżować, w związku z czym, zamiast wrócić do domu wypożyczonym autem, czy też odpowiednikiem tutejszego pekaesu, zmuszeni byliśmy cały ten czas siedzieć na głowie naszym przyjaciołom w Milwaukee. Ponieważ mieszkaliśmy tam lat temu ponad trzydzieści pięć, mamy w okolicy wielu dobrych znajomych i wielu z nich nas odwiedziło, z troską pytając, czy nam nie trzeba w czymś pomóc. Aktualnie, jedynie asysta prawników może być nam przydatna i rzecz jasna duży zespół adwokatów od początku zajmuje się naszym przypadkiem – sprawą kosztów leczenia i straty wehikułu. Jednak z uwagi na wszechmoc i bezkarność koncernów ubezpieczeniowych, instytucji finansowych silniejszych niż banki, możemy pozostać optymistycznymi bardzo umiarkowanie, albo wręcz sceptycznymi.
Kto chce i umie, niech westchnie za nas do św. Judy Tadeusza, patrona spraw beznadziejnych i trudnych, o szczęśliwe i sprawiedliwe zakończenie całej sprawy pod względem formalnym i prawnym.
Doceniajmy fakt istnienia, bycia żywymi i przy zdrowych zmysłach (chyba).
Psia krew. Sporo zniszczenia. Miijmy nadzieje, ze ubezpieczenie zwróci porzadnie koszty leczenia. Moc serdecznosci z odleglosci dla obolalosci obu.
Ne. Tu jest ameryka. Tu logika jest po stronie większego. Wprawdzie raport policyjny klarownie twierdzi że wina po drugiej stronie i baba dostała dwa mandaty, ale ubezpieczenie powiada że to nasza wina i nie oddamy ani guzika. Proces sądowy może trwać latami i adwokaci powiadają żeby z koniem się nie kopać.
Szanowny Panie Bardzo! Ciesze sie ze nie skonczylo sie to dla Panstwa gorzej. A ze fura w proszku, ubezpieczalnia utrudnia.. Z Boska pomoca wszystko sie wyjasni. Duzo zdrowia obojgu Panstwu zycze!
Dziękuje za życzliwe słowo. Zachowajmy umiarkowany sceptycyzm. Jest takie powiedzenie – you don’t win against city hall, czyli nie wygrasz z wielka korporacją. Miejmy nadzieję na najlepsze, bądźmy przygotowani na najgorsze.
A właśnie myślałam, co u Państwa słychać.
Samochód był chyba bardzo solidny i to Państwa uchroniło przed poważniejszymi konsekwencjami.
Współczuję i życzę pomyślnych negocjacji w ubezpieczycielem.
Dziękuję za pamięć.
Negocjacje sa prowadzone przez zespół adwokacki, ale wygląda to niewesoło, ponieważ kompanie ubezpieczeniowe to silniejsza mafia od banksterstwa.
Tak, jesteśmy wdzięczni Opatrzności za darowanie nam życia. Tym razem.
Chciałam tutaj coś wkleić, ale wordpress zeżarł mi moje komentarze.
Zdrowia życzę. A westchnienie do Judy Tadeusza, oczywiście, obowiązkowo.
Skończyło się mówiąc w skrócie, że Żona dostała trochę odszkodowania za cierpienia fizyczne, ale z własnej kompanii ubezpieczeniowej bo wbrew raportowi policyjnemu przemysł ubezpieczeniowy przypisał nam winę za wypadek, przekręcając zupełnie fakty. No ale zawsze rację ma większy, albo ten, który mówi więcej, głośniej i szybciej. A samochód trafił jasny szlag i to jest kara za grzech pychy, bo nam ludziom niskiego profilu zachciało się dobrego samochodu.
A życie płynie…
No nie rozumiem. Jak mogla byc Wasza wina????????’
Prawda to jest to co twierdzi ten co ma wyższa pozycję. Ponieważ kompania ubezpieczeniowa nie chciała płacić, stwierdziła autorytatywnie co innego niż policja. Adwokaci powiedzieli, chcecie z tym walczyć, proszę bardzo ale to może się ciągnąć latami. A my nie mamy czasu. Na przykład ja liczę sobie lat 70 i dwa miesiące plus około trzech tygodni. Żyjemy w popieprzonych czasach